Potrzebujemy wizy. Na 30-dni udzielana jest
bezpłatna wiza. Warunkiem jest ważność paszportu minimum 6 miesięcy. Nie ma potrzeby składania żadnych dokumentów
w Polsce. Wszystko odbywa się na terenie lotniska w Zjednoczonych Emiratach
Arabskich. Po wylądowaniu trzeba odstać kilka minut w kolejce. Przy udzielaniu
wizy w przypadku kilku osób, podchodzących razem do okienka, mogą się spytać o
powiązania tych osób, w szczególności kiedy są różne nazwiska.
Czas przelotu to mniej więcej między 5,5 do 6
godzin. W dużej mierze zależy to od wiatru i wyznaczonego toru lotu.
Lotnisko – ja lądowałam w Ras al Khaimah. Nie jest ono jakieś ekskluzywne...właściwie to jedno z
gorszych lotnisk na którym byłam. W ciągu dnia przyjmuje zaledwie kilka
samolotów. Za to odprawa bagażowa przy powrocie wynagrodziła kiepską
infrastrukturę lotniska. Ze względu na to, że byliśmy jedynym samolotem
odprawianym w tym czasie, to otworzono dla nas, aż pięć okienek odpraw. Także
wszystko poszło ekspresowo.
Czas lokalny. W porze
zimowej należy dodać do polskiego czasu 3 godziny. Trochę obawiałam się zmiany
czasu, że zajmie mi dużo czasu przestawienie organizmu. Ale o dziwo wszystko
przeszło „bezboleśnie”.
Obowiązująca waluta to
Dirham. Wybierając się do Emiratów zabieramy ze sobą dolary lub euro. Z ich
wymianą nie ma problemu. Aktualnie przelicznik złotówki do dirhama jest zbliżony
1:1. Także w sklepach nie trzeba się głowić ;)
Krajobraz. Już podczas
lądowania widzimy...pustynię. Wiem, nie powinno być to zaskoczeniem :) W drodze
do hotelu do miejscowości Fujairah z okien autokaru obserwujemy trochę pustyni,
trochę terenów górskich, obszary przemysłowe i
kilka nie za dużych miejscowości.
Klimat. Swoją podróż
odbyłam w styczniu. Jak dla mnie klimat idealny. Nie za zimno i nie za ciepło.
W sam raz, żeby spacerować, zwiedzać, ale i opalać się, kąpać w basenie. Z
klimatyzacji w pokoju raczej nie korzystałam. Jednak wybierając termin urlopu w
tym regionie warto pamiętać, że nie zawsze temperatury są takie sprzyjające.
Wysokie temperatury, często oscylujące w okolicach 50 stopni są od maja do
września. Nie jest to dobry czas na zwiedzanie.
Kolejne zaskoczenie to
weekend, zaczyna się w piątek, a kończy w sobotę. W tym czasie w hotelu
widać napływ mieszkańców Emiratów
Arabskich wraz ze sporą liczbą dzieci. Hotel był na to przygotowany.
Elektryczność. Jakimś
cudem przed podróżą zorientowałam się, że w Emiratach zdarzają się inne gniazdka
niż u nas (3-pinowe) i zakupiłam przejściówkę. Jednak, jeśli ktoś o tym zapomni
to nie ma problemu na miejscu w hotelu można je wypożyczyć lub zakupić.
Drogi, a właściwie
fotoradary. Drogi poza Dubajem nie robią jakiegoś wrażenia, chociaż biorąc pod
uwagę fakt 50 stopniowych upałów i liczby jeżdżących po nich załadowanych
ciężarówek, to należą się brawa za wytrzymałość. Kolein brak. Jeśli chodzi o
fotoradary, to jest ich po prostu mnóstwo, a mandaty nie należą do tanich.
Telefony. Zaskoczyła
mnie ilość iphonów. Gdzie tylko nie spojrzałam to ktoś miał albo nowiutkiego iphona,
albo samsunga; modele z wyższej półki.
Wszechobecne suv-y.
Mieszkańcy Emiratów uwielbiają wielkie Toyoty, Rang Rovery, ale w Dubaju nie
problem spotkać auto swoich marzeń.
Oni nie mogą stworzyć
czegoś przeciętnego. Chociażby metro. Fakt, że naziemne. Nie szczególnie
długie, ale... najdłuższe metro
bezobsługowe.
I to tylko kilka rzeczy, z którymi można spotkać się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Kolejne w następnych postach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz